Elastyczność jest zaletą

Standard

Czy jest logiczne, że wejściówka na najbardziej komfortową część sektora kosztuje tyle samo co na miejsce z przysłaniającą widok barierką, na którym widz zmoknie w przypadku deszczu? Raczej nie, ale posiadanie elastycznej oferty sprzedaży biletów to zdecydowanie coś więcej.

Ostatnio skupiłem się na jakości systemów rezerwacyjnych i zawartych w nich informacji. Tym razem chciałbym poruszyć kwestię ceny biletu w odniesieniu do miejsca.

Na wstępie pod lupę wziąłem ekipę z NBA New York Knicks, która występuje w słynnej Madison Square Garden. Klub, mimo stosunkowo słabych wyników sportowych w ostatnich latach, niezmiennie notuje w pełni satysfakcjonujące przychody z tytułu sprzedaży biletów. W swoim systemie rezerwacyjnym posiada około 200 kategorii biletowych. W wielu przypadkach pojawia się różnica zaledwie dolara, ale nie bierze się ona znikąd. Dla przykładu najtańszy bilet kosztuje 27 USD (na wybrany mecz, który poddałem analizie), natomiast najdroższy około 1200 USD. Przepaść jest ogromna, ale ma to swoje uzasadnienie i niesie ze sobą korzyści.

wykres_profity

Na podstawie tego przykładu wyszczególniłem cztery główne korzyści. Przede wszystkim płaci się za rzeczywistą wartość miejsca, bo nawet jeśli są one usytuowane w tym samym sektorze, to przecież komfort obserwowania wydarzeń może być zupełnie inny. Po drugie, grono potencjalnych odbiorców jest bardzo szerokie. Z jednej strony dostępna jest ekskluzywna oferta, a z drugiej gwarantuje się dostęp do widowiska osobom o przeciętnych zarobkach. Podejście to pozwala również na łatwe modyfikacje oferty. Celem takiej praktyki jest zminimalizowanie pustych miejsc podczas wydarzenia. Prostą zależnością jest wpływ na jego wynik finansowy. W tym kontekście warto również pamiętać o pośrednim przełożeniu. Dane o frekwencji na trybunach są argumentami w rozmowach z partnerami jak reklamodawcy bądź inni usługodawcy (np. firmy cateringowe) działający na terenie obiektu imprezy w trakcie jej przebiegu.

W ujęciu teoretycznym cena biletu jest wynikiem kilku zmiennych, na które składają się zakładany zysk, koszty biletowe (opłaty związane z dystrybucją czy drukiem), koszty marketingowe wydarzenia, koszty związane z organizacją wydarzenia, dostępna ilość miejsc dla widzów i założenia w kontekście wypełnienia trybun. Elementy te pozwolą na wyliczenie średniej ceny, stanowiącej bazę do wydzielenia biletów w różnych kategoriach cenowych.

Wpływy z tytułu biletów powinny nie tylko bilansować koszty związane z organizacją i promocją wydarzenia, ale również stanowić zysk. Oszacowanie wypełnienia trybun jest aspektem pozwalającym na optymalizację wydatków. Tego typu przykłady obserwujemy na części stadionów piłkarskiej Ekstraklasy, na których co najmniej około połowa miejsc pozostawała wolna. Poprzez to podczas większości meczów zamkniętych jest kilka sektorów (np. trybuny na piętrze czy miejsca o najmniej atrakcyjnym widoku), by skumulować widzów i zredukować wydatki na zabezpieczenie imprezy.

Jest to rozwiązanie w pełni uzasadnione, ale tak jak należy dbać o optymalizację kosztów, tak celem powinno być gromadzenie jak największej widowni podczas wydarzenia. W tym momencie powraca temat właściwego dopasowania ceny do oferty, jej elastyczności i zróżnicowania cen. Dokonując dużego uproszczenia, w ofercie zazwyczaj znajdują się bilety w trzech progach cenowych odpowiadające zapotrzebowaniu określonych grup. Wiąże się to również z planowaniem ulokowania widzów na obiekcie.

Bilety o średniej cenie trafiają do osób mocno związanych z organizacją, które regularnie zasiadają na trybunach i mają w swoim budżecie zarezerwowane środki na nieco większy wydatek. Kolejny segment dotyczy biletów z najniższych kategorii cenowych. W tym przypadku szczególnie w polskich warunkach można wyróżnić dwie podgrupy. Są to kibice określani jako ultrasi, dla których aktywne uczestnictwo w widowisku jest kwestią nadrzędną, natomiast w drugim koszyku są osoby okazjonalnie przychodzące na obiekt. Oprócz tego oczywiście dostępne są bilety z najwyższej kategorii cenowej.

Na tej podstawie możliwe jest stworzenie przemyślanego planu zapełniania trybun. Elementy składowe są różnorakie, a mieszczą się w nich systemy lojalnościowe (bilety o średniej cenie dla opisanej grupy wiernych kibiców muszą charakteryzować się „rozsądną” ceną, a zarazem dawać odpowiednią satysfakcję z oglądania widowiska) czy aspekty wizerunkowe. Pamiętam, że w przeszłości strategiczny sponsor jednego z klubów, w którym pracowałem, życzył sobie, by trybuny zapełniały się szczególnie w miejscach najczęściej ujmowanych na fotografiach prasowych. Tworzyło to odpowiedni komunikat o atrakcyjności widowiska.

Na większość aspektów staram się spoglądać z perspektywy polskiej sytuacji. Poprzez to pojawia się pytanie, czy za sprawą większej elastyczności nie nastąpiłoby obniżenie wpływów? Nie widzę wielu argumentów do obaw. W systemach amerykańskim czy brytyjskim największej elastyczności podlegają bilety pierwotnie najtańsze. W sytuacji mniejszego popytu są one przecenione, by zniwelować straty z tytułu niesprzedanego miejsca. Tylko pozornie wiąże się to z mniejszym zarobkiem. Bilety te trafiają często do osób, które na trybunach zasiadają po raz pierwszy bądź są w ograniczonym stopniu zainteresowane samym wydarzeniem z perspektywy rywalizacji sportowej, ale chciałyby poczuć jego atmosferę. Jednocześnie są one skłonne do jednorazowych wydatków przykładowo na pamiątki czy produkty spożywcze. To wszystko wlicza się w bilans imprezy.

Sprzedaż biletów na pojedyncze wydarzenia odbywa się w naszych realiach z maksymalnie kilku tygodniowym wyprzedzeniem. Dzięki temu w pełni możliwe jest ocenienie popytu. Niewątpliwie można wskazać z góry piłkarskie szlagiery, niemniej na początku sezonu nie jesteśmy w stanie przewidzieć osiąganych wyników. Jeśli będzie to hit, a gospodarz przystąpi do niego jako lider rozgrywek, wówczas odnotowane będzie jeszcze większe zainteresowanie, a bilety elastyczne cenowo będą mogły zostać wycenione zdecydowanie wyżej. I pewnie nie będzie to różnica o rozmiarach jak w przypadku ceny biletu lotniczego w powszedni dzień a poprzedzający święta, to pojawi się okazja do wyznaczenia ceny optymalnej.

Od Bangkoku po Świebodzin…

Standard

Dla jednych idealnym miejscem do wypoczynku jest plaża, inni preferują górskie wędrówki, ale bywają również tacy, którzy każdą swoją eskapadę wiążą z wizytami na stadionach i oglądaniem meczów piłkarskich. Przedstawicielem tej grupy jest autor strony sportandtravel.de Kay Bohn, który opowiedział mi o swojej pasji i wrażeniach z wizyt na polskich obiektach.

– Trudno oszacować, jak bardzo popularne jest to zjawisko w Niemczech. Myślę, że jest całkiem sporo osób, posiadających takie hobby jak ja, a ich liczba wzrosła w ostatnich latach – ocenia Kay, który wizytował stadiony w 56 krajach. Wśród nich znalazły się również dosyć egzotyczne piłkarskie destynacje jak Albania, Andorra, Indonezja, Malezja, Palestyna, Tajlandia, Wyspy Owcze czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Od 2000 roku, gdy zaczął prowadzić kronikę spotkań, obejrzał ich blisko 700.

Groundhopping, bo taką nazwę przypisano zjawisku oglądania możliwie dużej liczby meczów piłkarskich na różnych stadionach, jest aktywnością stosunkowo młodą. W opracowaniach datuje się jego rozpoznanie na 1978 rok, gdy w angielskim Bristolu założony został Club 92. Jego członkami mogły zostać wyłącznie osoby, które obejrzały spotkania na wszystkich 92 stadionach klubów przynależących do czterech najwyższych klas rozgrywkowych w Anglii. Na kartach historii organizacji zapisał się Ken Ferris, który w rekordowym czasie wypełnił kryterium dołączenia do elitarnego grona. Miało to miejsce w sezonie 1994/95, gdy potrzebował 237 dni. Club 92 funkcjonuje do dziś.

Niektórzy podróżują i oglądają mecze dziesiątek drużyn, co trzeba uznać za „najczystszą” formę groundhoppingu odpowiadającą encyklopedycznym definicjom. Kay dostrzega drugi segment: – Jest wielu kibiców, którzy udają się na niemal wszystkie mecze wyjazdowe ze swoją drużyną. Jeśli jesteś kibicem Bayernu i jeździsz za nim przez 10 lat choćby na połowę wyjazdów, to przecież możesz zobaczyć cały świat.

Kay wymienia trzy główne powody do stadionowych podróży – czas, pieniądze i ochota. Bezwzględnie ma w sobie pierwiastek podróżnika i odkrywcy. – Zawsze kusząca jest dla mnie okazja, by zobaczyć po raz pierwszy jakieś kolejne miejsce. Nie ważne, czy jest to egzotyczny kraj czy miejscowość w Danii, do której samochodem mogę dotrzeć z Hamburga w ciągu półtorej godziny. Podczas takich wyjazdów można zobaczyć nawet około ośmiu meczów w ciągu dwóch dni. Jestem zawsze bardzo zadowolony, gdy udaje mi się realizować przygotowany plan – opowiada. Gdy cel podróży jest stosunkowo blisko, stara się podróżować autem wraz ze znajomymi, aby podzielić koszty i uczynić eskapadę ekonomiczną.

Drugim najpopularniejszym środkiem transportu jest samolot. – Poluję na promocyjne bilety lotnicze. Jeśli mam okazję udać się do innego kraju za niewielką cenę, to chętnie z niej korzystam, nawet jeśli tam już byłem – zaznacza. Spora część z podróży jest w pełni planowana. Pozostałe natrafiają się niejako przy okazji, gdy odwiedza przyjaciół czy rodzinę. Również wtedy stara się wygospodarować nieco czasu, by obejrzeć jakąś potyczkę.

Możliwość obejrzenia wielu meczów jest niezwykle istotna, ale nie tylko ilość odgrywa znaczenie, jeśli w grę wchodzi szlagier: – Interesują mnie one szczególnie, nawet jeśli wiążą się z dłuższą podróżą, podczas której obejrzę zaledwie jedno spotkanie. Przykładowo derby Belgradu, Sztokholmu czy Sofii. Wynika to oczywiście z widowiska i sceny kibicowskiej w określonej lokalizacji.

Kay koncentruje się podczas swoich podróży na poznawaniu nowych miejsc i oglądaniu meczów. Mimo okazałej listy odwiedzonych miejsc, nie zdarzyło mu się nigdy skorzystać z dodatkowych atrakcji oferowanych przez kluby jak stadionowe toury czy wizyty w muzeach. Podczas swojej wędrówki po obiektach na całym świecie, zdarzyło mu się kilkakrotnie przebywać w Polsce. Do Warszawy trafił choćby za sprawą kilku zaległych dni urlopowych i tanim biletom lotniczym, do Łodzi dzięki koledze z Hamburga, który pojechał do domu w odwiedziny, a do Poznania przez dobre połączenie drogowe z Berlinem. W Polsce doświadczył również wizyt na obiektach z dala od najwyższej klasy rozgrywkowej, udając się między innymi do Łęknicy, Słubic czy Świebodzina.

– Wyjazdy do Polski są opłacalne, a ona należy do ulubionych kierunków niemieckich groundhopperów. O polskiej scenie kibicowskiej wiemy wiele: osławieni chuligani, kibicowskie zgody czy fantastyczna atmosfera podczas topowych meczów. Szczególnie wtedy można zobaczyć świetne kartoniady czy pirotechniczne pokazy. Do tego dochodzi sporo dobrych meczów derbowych jak w Łodzi, Krakowie, Warszawie czy Trójmieście. Nawet jeśli wtedy jest zaledwie pięć tysięcy widzów na trybunach, to atmosfera jest identyczna jak w Bundeslidze – dzieli się wrażeniami.

O Polsce wypowiada się niemal w samych pozytywnych słowach, chociaż dostrzega jeden problem szczególnie w mniejszych lokalizacjach. – Trzeba wtedy uważać. Ludzie są uprzedzeni do obcokrajowców – mówi. Zgoła odmienne odczucia posiada natomiast w przypadku dużych miast, gdzie oprócz gościnności i dobrej atmosfery dostrzega zmiany zachodzące w minionych latach. – Od strony logistycznej i komunikacyjnej prezentują się bez zarzutu. Łatwo się dostać na obiekt w komfortowych warunkach. Poza tym wiele istotnych informacji publikowanych jest na stronach internetowych, dzięki czemu można się przygotować do podróży.

W publikacjach na moim blogu poruszałem wielokrotnie temat potencjału turystyki sportowej. Niebawem chciałbym nawiązać do poprzedniego akapitu i usystematyzować aspekt dostarczania wiadomości na temat atrakcji sportowych, które znacząco mogą ułatwić życie zwiedzającym.

Instagram, czyli przekaz w pigułce o potężnej mocy

Standard

Instagram jest znakomitym narzędziem do kreowania wizerunku, prowadzenia kampanii sprzedażowej czy polityki informacyjnej. Przedstawiciele polskiego sportu nie radzą sobie jednak najlepiej w tym obszarze, chociaż ostatnie dwa lata odznaczyły się niezwykle dynamicznym wzrostem liczby użytkowników tej aplikacji mobilno-internetowej.

Generalizowanie bywa krzywdzące, dlatego warto wspomnieć o kilku wyjątkach. Przykładem jest choćby branża fitness i trenerzy personalni, którzy idealnie potrafili się wstrzelić w oczekiwania użytkowników. Dzięki dostarczeniu pożądanej treści wielu z nich wzbudziło zainteresowanie udziałem w treningach personalnych, ale na tym nie można skończyć listy korzyści. Wzmocnili swoją pozycję na rynku pracy, otwarły się bramy do nawiązania współpracy w roli eksperta lub instruktora z innymi podmiotami (np. magazynami czy portalami tematycznymi) czy do pełnienia funkcji promotora innej marki. Jest to również dowodem na funkcjonalność aplikacji z perspektywy biznesowej. Na podstawie tych efektów możemy wydeduktować zwrot z inwestycji w aktywność w mediach społecznościowych (ROI – return on investement). Dostrzeżemy zarówno zwrot materialny (aspekty czysto finansowe) jak i niematerialny (aspekty emocjonalne).

chodakowska_instagram

Wizerunkowym góru wśród trenerów personalnych jest Ewa Chodakowska. Jej profil na Instagramie śledzi ponad 300 tys. osób., a #chodakowska został opublikowany przy blisko 20 tys. postów. Wydaje się, że prym powinni zdecydowanie wieść zarówno profesjoanlni sportowcy reprezentujący najpopularniejsze dyscypliny jak i organizacje, które dysponują siłą zrzeszania tysięcy osób. Oczekiwania te różnią się znacząco od stanu rzeczywistego, gdyż znajdziemy tylko kilka rodzynków. Przykładowo profil Roberta Lewandowskiego śledzi w zaokrągleniu 1,9 mln osób, Wojciecha Szczęsnego 350 tys, a Marcina Gortata 73 tys. Oczywiście nie każdy musi być specjalistą od wizerunku personalnego i być zainteresowanym jego ciągłym budowaniem. Sprawa prezentuje się zgoła inaczej, gdy mówimy o dużych organizacjach, dla których jest to istotna część działalności. W tym momencie następuje wielkie zaskoczenie, gdy odkrywamy, że przewodnikiem wśród profili organizacji jest Legia Warszawa z wynikiem… niespełna 20 tys.

Napisałem o zaskoczeniu, gdyż Polska nie jest czarną dziurą na mapie instagramowych użytkowników. Dziesiątki firm radzą sobie na nim znakomicie, umiejętnie komunikując się z rynkiem za sprawą tej aplikacji. Wybrałem kilka przykładów zarówno rodzimych jak i zagranicznych z różnych sektorów, za pomocą których chciałbym ukazać, jak niektóre organizacje postrzegają to narzędzie i wykorzystują jego potencjał.

chelsea_mur

Niewątpliwie świat mody odnalazł się w Instagramie jak ryba w wodzie, a płynące z tego tytułu korzyści doceniają zgodnie alternatywni projektanci, najbardziej komercyjne marki jak i najbardziej prestiżowe domy modowe. Wspólną cechą charakterystyczną jest dla nich angażowanie swoich fanów w tworzenie profili, co oddziałuje na popularyzowanie brandu. Początkowo była to domena projektantów streetwearowych, dla których media społecznościowe bywają strategicznym narzędziem wobec ograniczonych budżetów marketingowych. Uwagę przykładają do tego również najwięksi gracze, co udowodnił odbywający się pod koniec lutego londyński Fashion Week. Pokazy topowych projektantów niczym Gareth Pugh czy Ryan Lo przeprowadzone były w scenerii i przy scenariuszu (oprawa wizualna, ustawienie scen i wybiegów czy dostosowanie dynamiki prezentacji co do parametrów fotograficznych smartfonów) pozwalającym osiągnąć jak największy ruch w mediach społecznościowych z główną orientacją na Instagram, który umożliwia publikację zarówno zdjęć jak i filmów.

Smartfony zmieniają świat. Coraz częściej organizowane są wystawy zdjęć wykonywanych wyłącznie nimi, co nie jest również żadną nowością w Polsce. Wystarczy wspomnieć dokonania profesjonalnego fotografa Roberta Wolańskiego do kalendarza Dżentelmeni 2014. Instagram rozbudził wśród tysięcy ludzi chęć do współuczestniczenia w tworzeniu sztuki, naprzeciw czemu wychodzą różne organizacje, widząc w tym swój interes. Przez zmultiplikowane publikacje budowany jest zarówno ich wizerunek jak i współpracujących z nimi wszelkich partnerów.

arsenal_lawka

W wielu miastach cyklicznie organizowane są spotkania sympatyków aplikacji. Tematyczne wycieczki, podczas których oczywiście wykonywane są dziesiątki zdjęć, stwarzają możliwości do poznania kultury, odkrycia miejsc czy wymiany doświadczeń pomiędzy uczestnikami. Krakowskie Centrum Kongresowe, ICE Kraków, odpowiedziało w marcu na zapytania dotyczące swobodnej możliwości fotografowania wnętrz budynku. Zorganizowane zostało spotkanie dla miłośników fotografii skupionych wokół serwisu Instagram. 65 osób wygenerowało 513 zdjęć, 1008 komentarzy i blisko 25 tys. polubień (dane wyłącznie dla hashtagu dedykowanego spotkaniu #icekrakowinstameet).

Teraz ponownie chciałbym powrócić na chwilę do Londynu i dwóch czołowych klubów piłkarskich świata: Arsenalu i Chelsea. Ich stadiony, sklepy i muzea odwiedzane są przez turystów z całego świata, co jest wykorzystywane do promocji własnej marki i sponsorów. Pomagają w tym różnego rodzaju „ścianki” do zdjęć czy ambient. Na murze okalającym obiekt Chelsea znajdziemy choćby specjalnie wykonane zdjęcie zespołu z miejscem pomiędzy symbolami Jose Mourinho a Didier Drogbą. Zajmujac je, możemy wkomponować się w fotografie z całą drużyną. Pomysłów nie brakuje również na Emirates Stadium. Na autobus możemy poczekać, siedząc na „ławce rezerwowych” a nie wyłącznie typowym przystanku, zaś przechadzając przez sklep skorzystać z fotela legendarnego szkoleniowca Arsena Wengera.

Niejednokrotnie drobne inicjatywy potrafią znacząco wpłynąć na dostrzegalną obecność podmiotu w mediach społecznościowych. Warto o tym pamiętać i podobnie jak w przypadku każdego innego kanału komunikacyjnego przemyśleć strategię. Przyrost nowych użytkowników Instagramu obniżył swoją dynamikę, niemniej wciąż następuje. Ponadto jest to naturalne następstwo ostatnich miesięcy, kiedy faza instnsywnego wzrostu przeformowała się w stabilizację. W Instagramie drzemie olbrzymi potencjał, stąd możliwych korzyści z tytułu jego wykorzystania jest bez liku. Uwadze umyka fakt, że może być on solidnym argumentem w rozmowach z potencjalnymi sponsorami, dla których każdy efektywny kanał komunikacyjny stanowi olbrzymią wartość.

Tożsamość siłą klubu

Standard

Emirates Stadium jest wizytówką, jaką niewielu by pogardziło. Nie miałby jednak swojego charakteru, gdyby Arsenal Londyn nie stworzył na nim klimatu i nie nadał odpowiedniej funkcjonalności.

Piąty najbardziej wartościowy klub piłkarski na świecie według magazynu Forbes, regularnie notowany w TOP10 rankingów mediów społecznościowych wśród wszystkich instytucji sportowych, a w Polsce najpopularniejszy z grona angielskich klubów i piąty w ogólnej klasyfikacji kibiców raportu Pentagon Research. Skąd się biorą te rezultaty? Arsenal posiada przede wszystkim silną tożsamość. Czerpie ze swojej historii i idzie z duchem czasu, a za sprawą poczynionych inwestycji w ostatnich latach wzorowo dokumentuje swoje dziedzictwo. Jedną z nich jest oddany do użytku w 2006 roku Emirates Stadium, który miałem okazję odwiedzić podczas pobytu w Londynie. W jego otoczeniu mieszczą się również dwa duże sklepy z pamiątkami i muzeum.

Widok stadionu od strony Drayton Park

arsenal_1.jpg

Od 1886 roku, kiedy klub został założony, związany był z północnym Londynem. Przez lata występował na stadionie Highbury. Dziś zamienione zostało w apartamentowce z ogrodami w miejscu boiska, a pozostałości legendarnego obiektu całkowicie wtapiają się w architekturę dzielnicy wypełnionej głównie domami szeregowymi. W mocno zagospodarowanej przestrzeni ulokowanie areny o gabarytach Emirates Stadium musiało stanowić wielkie wyzwanie. Rękawica została podjęta, bowiem zachowanie przynależności miejscowej było istotną częścią planu przeprowadzki na nowy obiekt. W moim odczuciu osiągnięto wyśmienity efekt, a przyglądając się mu z bliska, można było dostrzec myśl projektową.

Jeden z mostów prowadzących na Emirates Stadium. Przystrojony jest flagami z wizerunkami zasłużonych dla klubu graczy

arsenal_7.jpg

Od stacji metra Arsenal, do której można dotrzeć linią Picadilly, dojście do murów obiektu aleją Drayton Park zajmuje niespełna pięć minut. Przy niej znajdują się kasy biletowe, pomieszczenia administracyjne i jeden z dwóch dużych sklepów z pamiątkami. Z tego miejsca możemy skierować się ku stadionowi, na który poprowadzi nas jeden z dwóch mostów nazwanych na cześć Kena Friara i Danny Fiszmana. Obaj odcisnęli swoje piętno poprzez zarządzanie klubem. Są to jedne z pierwszych symboli podkreślających poszanowanie dla osób, które przez lata pracowały na obecną pozycję Arsenalu. Wzdłuż mostów powiewają natomiast flagi z wizerunkami legendarnych zawodników.

Spacerując dookoła stadionu dowiemy się wiele o klubie i istotnych dla niego wartościach, zapoznając się z historiami przedstawionymi na elewacji

arsenal_2.jpg

W budynku nieopodal jednego z nich znajduje się muzeum, a kilkanaście metrów dalej Emirates Stadium. Elewację ozdabiają opisy anegdot i pamiętnych wydarzeń zarówno z udziałem zawodników, trenerów jak i klubowych sympatyków. Pomysł ten wywarł na mnie wrażenie, ponieważ często niewykorzystana przestrzeń na obiektach została zamieniona w cenny nośnik informacji, ukazujący społeczność i wyznawane przez nią wartości, które można odczytać w przedstawionych historiach.

Od strony Holloway Road zlokalizowany został główny sklep, posiadający oczywiście bardzo szeroką ofertę od koszulek piłkarskich przez stroje formalne po artykuły spożywcze. Nie zapomina się o istotnych elementach, nadających spójność nie tylko wizualną. Oczywiście wszyscy pracownicy ubrani są w stroje klubowe, ale legitymują się również merytorycznym przygotowaniem. Nie brakuje pamiątek czy wydań książkowych odnoszących się do przeszłości. Można wtedy odczuć, że poradę i informację otrzymujemy od osoby związanej z klubem, a nie wyłącznie świadczącej na jej rzecz usługi. Są to również osoby, które mają cechy niezbędne do pracy z klientem. Są otwarte, chętnie podejmują inicjatywę i szybko nawiązują kontakt. Na podstawie swojej wizyty domyślam się, że goście z Polski spotykają się z wyjątkowo pozytywnym nastawieniem ze względu na swoich reprezentantów w klubie.

Główny sklep z pamiątkami. Jest świetnie urządzony, zaopatrzony i obsługiwany
arsenal_4.jpg

Stadionowy tour dostępny jest w dwóch wariantach. W wybrane dni po zakamarkach obiektu oprowadza jedna z legend Arsenalu, natomiast standardowo tour odbywa się indywidualnie, podążając według wyznaczonych punktów. Na każdej stacji możemy posłuchać przygotowanych materiałów na otrzymanym przy wejściu odtwarzaczu. Urządzenie posiada również ekran, dzięki czemu możemy obejrzeć kilka specjalnie przygotowanych materiałów filmowych. Oprócz tego do dyspozycji są eksperci. Czekają na każdej ze stacji wycieczki i są gotowi, by odpowiedzieć na wszelkie pytania dotyczące danej lokalizacji. W trakcie touru udostępnione są między innymi loża prezesa i oficjeli, szatnie czy pomieszczenia pracy mediów. Można również zasiąść na ławce rezerwowych czy trybunach. Kolejną atrakcją jest pokój z pucharami. Bilet na tour obejmuje zdjęcie z nimi, które po decyzji o tle jest do odbioru w punkcie fotograficznym sklepu.

Podczas touru możemy zobaczyć miejsca zarezerwowane w trakcie meczów dla najważniejszych gości. Na zdjęciu restauracja przy loży prezesa, która według tradycji przystrajana jest kwiatami koloru drużyny przyjezdnej

arsenal_5.jpg

Miałem okazję wizytować różne stadiony, jednak żaden z dotychczasowych tourów nie przypadł mi tak bardzo do gustu. Wynika to z faktu, że oprócz stałego programu zwiedzania można się było dowiedzieć zdecydowanie więcej o całej kulturze klubu. Nie towarzyszyła mu również presja czasowa, z którą niejednokrotnie się spotykałem, a na odbiór atrakcji oddziaływał ponadto profesjonalizm i przygotowanie ekspertów na poszczególnych stacjach. Trudno cokolwiek zarzucić od strony organizacyjnej, bowiem tour stanowi połączenie elementów interesujących niemal każdego z rozbudowanymi informacjami ukazującymi istotę funkcjonowania klubu, co z pewnością doceni każdy wymagający wizytator.

Emirates Stadium nie jest miejscem pozbawionym symboli. Poniżej kapsuła, w której umieszczone zostały między innymi nazwiska wszystkich zawodników reprezentujących klub do ostatniego meczu na Highbury, część murawy ze starego obiektu, każdy projekt “domowej” koszulki czy opaska kapitańska Tony Adamsa
arsenal_9.jpg

Budowanie wizerunku i dokumentowanie dokonań należą do zadań każdego klubu, ponieważ są czynnikami cementującymi społeczność. Przykładają się również do osiągnięcia stabilności finansowej i przynajmniej częściowego uniezależnienia budżetu od wyników sportowych. Arsenal robi to wzorowo, korzystając z posiadanych infrastrukturalnych możliwości, niemniej już na etapie projektowania stadionu w pełni zdawał sobie sprawę, jakie ponadpodstawowe funkcje ma on pełnić i w jaki sposób będzie eksploatowany. Dla wielu organizacji, również działających poza sektorem sportowym, przykład ten może posłużyć jako znakomita inspiracja do umacniania swojej marki.

Wzorce z NBA

Standard

Dlaczego baza kibiców NBA jest szeroka i różnorodna, a liga błyszczy na rynku medialnym? Odpowiedź można byłoby zamknąć w dwóch słowach: szacunku i profesjonalizmie. Ja wybrałem trzy przykłady, które są tego odzwierciedleniem.

Niedawno byłem zainteresowany uzyskaniem pewnych informacji od Zarządu Infrastruktury Sportowej w Krakowie, w związku z czym zwróciłem się drogą mailową do sekretariatu z prośbą o udostępnienie informacji lub kontaktu do osoby odpowiedzialnej. Kilka dni później ponowiłem zapytanie, które skierowałem bezpośrednio do jednego z pracowników, posiadającego kompetencje do komunikowania się z podmiotami zewnętrznymi. Minęło półtora miesiąca, ale nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. W tym samym czasie nawiązywałem kontakty z przedstawicielami NBA w związku z przygotowywanym przeze mnie projektem i obecnością w Londynie. Każdorazowo otrzymywałem odpowiedzi w ciągu maksymalnie dwóch dni (nawet w przypadku weekendu!), a kiedy kontakt dotyczył bezpośrednio organizowanych eventów i możliwości wzięcia udziału w nich, za co odpowiadała agencja Pitch, wiadomość zwrotna docierała każdorazowo w przeciągu dwóch godzin.

W przeddzień meczu odbył się trening w ramach inicjatywy NBA Cares, który poprowadzili przedstawiciele Milwaukee Bucks i New York Knicks. Wzięli w nim udział również przedstawiciele Olimpiad Specjalnych, integrując się ze swoimi w pełni sprawnymi rówieśnikami.

nb_cares.jpg

Przytoczona przeze mnie historia jest tylko jednym z przykładów profesjonalizmu osób pracujących dla NBA w Europie. Chciałbym jeszcze przytoczyć dwie pozytywne praktyki, jakie mogłem po raz kolejny zaobserwować. Są one w pewien sposób ze sobą powiązane, chociaż częściowo dotyczą nieco innych aspektów. Wspólnym mianownikiem jest dla nich szacunek wobec swoich sympatyków, na których składają się osoby o różnych profilach. W powstającej dużej publikacji na temat NBA Global poświęcę temu również nieco uwagi, a teraz skupię się na widzach VIP-owskich i niepełnosprawnych.

Sprzedawanie najdroższych miejsc na widowiska jest wymagającym zadaniem, co możemy zaobserwować na przykładzie wybudowanych w ostatnich latach obiektów w Polsce. Sprawę ułatwia fakt, gdy mamy do czynienia z imprezami o charakterze „niepowtarzalnym” (np. mistrzostwa świata, pojedynczy koncert artysty o światowej sławie), lecz poziom trudności wzrasta w przypadku wydarzeń o charakterze sezonowym (np. rozgrywki piłkarskie). Mierzą się z tym kluby w lidze NBA. Każdy z jej uczestników występuje przynajmniej w około 40 spotkaniach przed własną publicznością w trakcie rozgrywek. Oczywiście europejski mecz był rarytasem, ale z drugiej strony była to kolejna wizyta NBA w Londynie. Swoje robi skala rynku, chociaż należy podkreślić dwie rzeczy. Bogatą ofertę kulturalną i konstrukcję areny, w której miejsc „premium” jest sporo (dwa piętra sky-boxów, restauracje z widokiem na halę, a w przypadku meczów koszykarskich miejsca wokół parkietu).

Sukces sprzedażowy tkwi w odpowiedniej konstrukcji pakietów „VIP-Experience”. Są one niezwykle atrakcyjne przede wszystkim ze względu na możliwości kreowania wizerunku, rozbudowania bazy kontaktów i poznania wyjątkowych gości. Są to absolutnie unikalne atrybuty tych ofert, które nadają im stosowny prestiż i cieszą się powodzeniem mimo wysokich cen. W przypadku opisywanego wydarzenia goście posiadający najbardziej atrakcyjne wejściówki zyskali między innymi sposobność do poznania byłych zawodników NBA.

Po lewej stronie kosza znajduje się specjalnie wydzielona trybuna dla widzów poruszających się na wózkach inwalidzkich. W komfortowych warunkach mogli na niej zasiąść wraz ze swoimi opiekunami.

nba_parkiet.jpg

Wspomniałem również o widzach niepełnosprawnych poruszających się na wózkach inwalidzkich. Niejednokrotnie zdarza się, że w wyniku ograniczeń obiektu bądź braku zaangażowania ze strony organizatora imprezy, przypadają im miejsca na uboczu z przeciętną perspektywą. Tym razem wraz ze swoimi opiekunami mogli zasiąść w specjalnie przygotowanej trybunie w niezwykle korzystnym położeniu. Została ona zmontowana i ulokowana w dolnej części trybun naprzeciwko ławki rezerwowych jednej z drużyn. Gdyby były to standardowe miejsca, do sprzedaży mogłoby trafić przynajmniej około 200 biletów w bardzo wysokiej kategorii. Wpływy z ich tytułu wyniosłyby w granicach 50-60 tysięcy funtów. W bilansie całego wydarzenia nie byłaby to oczywiście porażająca suma, jednak dla wielu organizacji tego typu gest stanowiłby wyrzeczenie.

Administracja NBA nie należy do najszczuplejszych, niemniej jakość świadczonych usług stoi na wysokim poziomie i z pewnością może być punktem odniesienia dla wielu innych organizacji. Jest również przykładem na to, że warto inwestować w profesjonalizm. Potwierdzeniem są liczni partnerzy, którzy dzięki takiemu podejściu odczuwają na każdym kroku, że ich środki wykorzystywane są w odpowiedni sposób.

Londyńskie refleksje

Standard

Ubiegły tydzień spędziłem w Londynie, gdzie miałem okazję uczestniczyć między innymi w europejskim spotkaniu NBA i konferencji połączonej z targami EAG International.

Kilka najbliższych postów powiązanych będzie zapewne z „londyńskimi” doświadczeniami. W trakcie przygotowań znajduje się publikacja na temat NBA Global, która jest pewnego rodzaju kontynuacją pracy sporządzonej przed rokiem. Przemyślenia chciałbym rozpocząć od wydarzenia EAG International. Od 2013 roku odbywa się ono cyklicznie, a jego tematyką jest organizowanie widowisk związanych z szeroko rozumianą rekreacją i rozrywką. Miejscem spotkania jest hala ExCel, co stwarza możliwość do organizacji zarówno seminariów jak i udostępnienia dziesiątek miejsc wystawowych.

Tegoroczna edycja przyciągnęła wiele firm specjalizujących się w uatrakcyjnianiu widowisk i przestrzeni, w których są one organizowane. Oprócz niezliczonej ilości propozycji typowo gadżeciarskich, mających bezsprzecznie zastosowanie w trakcie wielu imprez, znalazły się naprawdę ciekawe i innowacyjne rozwiązania choćby w zakresie bezgotówkowych rozliczeń na obiektach widowiskowo-sportowych. Goście przybywający z określonym celem zyskiwali niepowtarzalną okazję do przeprowadzenia rozmów biznesowych (były ku temu przygotowane specjalne strefy poza punktami wystawienniczymi) i zawarcia korzystnych umów.

Seminaria odnosiły się do wielu zagadnień. Pojawiły się tematy związane bezpośrednio z marketingiem, wyznaczaniem i realizowaniem celów biznesowych, ale poruszone zostały również między innymi aspekty opracowywania wewnętrznych regulaminów podczas imprez masowych, dbania o bezpieczeństwo w ich trakcie czy obejmowania ich uczestników grupowymi ubezpieczeniami. Wspomniany przekrój tematyczny miał jednak swoje uzasadnienie, ponieważ sporo uwagi poświęcone zostało aktywności klientów, a z mojej perspektywy stało się sednem.

Wykazano, że wiele projektów osadzonych zostało zbyt mocno w przestrzeni wirtualnej. Konsekwencją takiej polityki było marginalizowanie ich realnego oblicza, czego skutki uboczne dały się odczuć na niczym innym jak realizacji podstawowych celów. Jednym z prelegentów był dyrektor do spraw rozwoju projektów spółki We Do Digital, Scott Brown. WDD odpowiada za prowadzenie komunikacji (m.in. w mediach społecznościowych) dla centrów rekreacji i rozrywki. Na ich przykładzie inspirował do projektowania strategii komunikacyjnej w taki sposób, by wirtualne kanały komunikacji (i oferowane dodatkowe aplikacje) stanowiły uzupełnienie dla placówek funkcjonujących w rzeczywistości i przyczyniały się do ich rozwoju a nie stagnacji.

Nie mam złudzeń, że jest to również przestroga dla polskiego sektora sportu i rekreacji, który z pewnymi wyjątkami nie czerpie jeszcze w pełni z możliwości stwarzanych przez wirtualne kanały komunikacyjne na czele z mediami społecznościowymi. Nie są to jedynie narzędzia, które wypada posiadać. Trzeba nimi również odpowiednio zarządzać. Nie można zlekceważyć tym samym etapu projektowania strategii. W innym razie trudno będzie o osiągnięcie optymalnych wyników dla prowadzonych projektów.

Edukacja przez sport

Standard

Wokół tematyki sportowej można zaprojektować ciekawe, rozwijające i praktyczne zajęcia o charakterze interdyscyplinarnym. Jako wielki zwolennik zaangażowania instytucji działających w obrębie sportu w sprawy społeczne, chciałbym przedstawić swój pomysł na współpracę ze szkołami.

Zupełnie niedawno wiodące tematy w mediach obracały się wokół listu Minister Edukacji do rodziców i nauczycieli, który dotyczył zapewnienia opieki nad dziećmi w szkole w trakcie dni wolnych od nauki pokrywających się z dniami roboczymi. Minęło kilkanaście dni, a dyskusja o edukacji zdecydowanie przycichła. Mam jednak kilka refleksji, którymi chciałbym się podzielić.

Najpierw pokusiłem się o rozeznanie sytuacji. Rozmawiałem z kilkoma uczniami szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, aby dowiedzieć się, jak w ich szkołach prowadzone są zajęcia lekcyjne, jak postrzegają szkołę i nauczycieli. Nie była to oczywiście wystarczająco reprezentatywna grupa, bym mógł przedstawić generalne wnioski, niemniej otrzymałem interesujące spostrzeżenia, tym bardziej, że rozmówcy uczęszczają do szkół o uznanym statusie. Wśród uwag znalazły się między innymi:
• powtarzalne prowadzenie zajęć prowadzące do znużenia nimi, co przejawia się szczególnie w trakcie dwóch kolejnych godzin lekcyjnych z tego samego przedmiotu
• prezentowanie treści bez odniesienia praktycznego
• niewielki stopień współpracy szkół z innymi instytucjami

W dalszej kolejności przejrzałem opublikowane badania w tematyce szkolnictwa. Podobne refleksje niczym moich rozmówców wypływają z pracy „Formy kooperacji między nauczycielami a uczniami w doskonaleniu procesów edukacyjnych” autorstwa Anny Kosturbały-Brak. Na podstawie przedstawionych w niej badań aż 60% uczniów nie czuje, by ich zdanie było uwzględnianie w procesie edukacyjnym. Sygnalizowana jest również słaba współpraca między nimi w trakcie regularnych zajęć, a ponadto większa koncentracja na uczniach o mniejszych zdolnościach. Jest jeszcze jeden wskaźnik, który szczególnie przykuł moją uwagę w kontekście wspomnianych „prezentowanych treści bez odniesienia praktycznego”. Mianowicie na pytanie „Czy ktoś dzisiaj pomógł ci się zastanowić, czego się nauczyłeś?” ponad 22% ankietowanych odpowiedziało zdecydowanie nie, a prawie 34% udzieliło odpowiedzi nie. Oznacza to, że ponad połowa z nich nie wie, w jakim celu określone treści były przekazywane.

Oczywiście nie można się koncentrować wyłącznie na negatywnych aspektach, bowiem otrzymywane rezultaty z międzynarodowego badania poziomu kształcenia PISA czy analizy Instytutu Badań Edukacyjnych wykazują, że poziom kształcenia wzrasta i jest wysoki w porównaniu z innymi krajami. Wyciągając z nich esencję, sami nauczyciele postrzegają metody aktywizujące za najbardziej efektywne, ale jednocześnie nie zawsze są do nich przygotowani. W tym wszystkim nie można zapomnieć o ramach, w jakich oni funkcjonują. Mam na myśli program nauczania, z realizacji którego są rozliczani. W oparciu o swoje własne doświadczenia z czasów szkolnych i uczelnianych mogę powiedzieć, że najlepszym uzupełnieniem były wizyty różnych gości [praktyków] i warsztaty.

Poruszam ten temat, ponieważ twierdzę, że instytucje sportowe mają wiele do zaoferowania w tym zakresie. Mają wiedzę, kadry i infrastrukturę do przeprowadzania ciekawych projektów. Dzięki temu mogą odgrywać ważną rolę w społeczeństwie, oddziaływać na wzrost wiedzy w nim, inspirować młodzież i jednocześnie budować pomiędzy nią a organizacją pomost. Ale to nie wszystko. Za sprawą takiej współpracy mogą uzyskać wiele fantastycznych pomysłów, zobaczyć jak są postrzegane i lepiej poznać oczekiwania grupy, do której przecież kierują swoją ofertę.

Podam dwa przykłady dla kreatywnego nauczania, jakie mogłoby być realizowane przy współpracy z instytucjami sportowymi. Pierwszy z nich to gra polegająca na organizacji jakiejś imprezy masowej – np. meczu. Skala trudności może zostać dostosowana do wieku uczestników zajęć, którym możemy przypisać określone role i indywidualne zadania. Jeśli poprzedzimy grę odpowiednim instruktażem, osiągniemy znakomite efekty. W jej trakcie dotkniemy choćby następujących aspektów:
• współpracy i zarządzania – pobudzimy wyobraźnię, jaką pracę trzeba włożyć w przygotowanie wydarzenia. Pomożemy odkryć indywidualne predyspozycje. W trakcie zajęć wykształcą się liderzy i uwypuklą cechy charakteru. Jest to materiał do pracy, który bywa pomijany
• matematyki i ekonomii – w ramach ćwiczeń można przygotować pewne zadania, których celem będą obliczenia, analizy, decyzje do podziału kosztów. Pozwoli to na praktyczne wykorzystanie i zrozumienie nabywanych umiejętności w trakcie tradycyjnych zajęć szkolnych
• podstaw prawa – można przygotować pewne casy (np. na podstawie fragmentu ustawy lub na podstawie stworzonych przez siebie przepisów pod prowadzone zajęcia). Pozwoli to na rozwinięcie umiejętności czytania ze zrozumieniem czy szukania informacji. Może zostać wykorzystana przy tym matematyka [Przykład: ilość ochroniarzy przypadająca na określoną ilość osób w trakcie imprezy masowej?]; najważniejszym aspektem będzie zakorzenienie, że wszystkie prowadzone działania osadzone są w pewnych ramach prawnych
• socjologii – jednym z zadań może być przygotowanie badań na określony temat, opracowanie ich i wykorzystanie wyników do dalszych działań
• umiejętności językowych – można je ćwiczyć choćby przez tworzenie komunikatów prasowych czy artykułów pod kątem strony internetowej. Dzięki temu przekazane zostaną cenne informacje dotyczące struktury i innych wymogów formalnych, co na pewno się przyda już w momencie rekrutowania na studia, ubiegania o praktyki czy poszukiwaniach pierwszej pracy. Co więcej, część z tych materiałów można opracować w języku obcym

To tylko kilka obszarów, w których wiedza może zostać rozwinięta w trakcie tego typu gry. Drugi przykład jest zdecydowanie bardziej oczywisty, gdyż dotyczy aktywności fizycznej. Chciałbym jednak zaznaczyć, że akurat on w równym stopniu dotyczy uczniów jak i nauczycieli. Kilkakrotnie na tym blogu odnosiłem się do aspektu zdrowego trybu życia i aktywności sportowej. Jest to obszar, z którym szkoły zupełnie sobie nie radzą i potrzebują wsparcia. Wynika to nie tylko z ilości osławionych zwolnień lekarskich z zajęć wychowania fizycznego jak i opinii zbieranych wśród uczniów.

Polecam badania przeprowadzone przez Beatę Zaustowską „Zwolnienia z WF”. Odnoszą się one akurat wyłącznie do jednego ośrodka, ale zwróciły moją uwagę ze względu na metodologię, w której sondaż połączony jest długookresową analizą dokumentów. Najbardziej frapujące jest pytanie „Czy podejmujesz aktywność fizyczną poza szkołą?”, na które pozytywną odpowiedź udzieliło 97% uczniów! Być może wynik ten jest przesadzony, ale nie mam wątpliwości, że przedstawia pewną prawidłowość. Potwierdzenie znaleźlibyśmy zapewne w klubach fitness, do których uczęszcza coraz więcej młodych osób – jeszcze w wieku szkolnym.

Młodzież potrzebuje inspiracji do aktywności i zdrowego trybu życia, którą mogą zaczerpnąć u profesjonalnych sportowców czy trenerów personalnych. Przekażą oni wiedzę w sposób autentyczny, bowiem w przeciwieństwie do części nauczycieli WF są pasjonatami i nie tylko uczą, ale sami praktykują. Dlatego szkoły muszą z nimi szukać współpracy. Równie ważne jest wychodzenie z propozycjami do nauczycieli. Wszelkie przesłanki przemawiają za dostarczeniem im pomysłów, w jaki sposób zorganizować lekcję, by była ona atrakcyjna. Wydaje się być to szczególnym wyzwaniem w przypadku dziewcząt.

Tego typu działalność wymaga zaangażowania czasu i pewnych inwestycji finansowych, ale dla instytucji, które podejmą się takich działań, będzie to oznaczało zbudowanie więzi ze społecznością, osiągnięcie statusu organizacji oddziałującej na istotne sprawy społeczne, a zarazem poprawi wizerunek w oczach aktualnych i potencjalnych partnerów, partycypujących w budżecie. Na profity trzeba będzie poczekać, ale będą one długotrwałe i zdecydowanie większe niż w przypadku organizacji, które kierują się w swoim funkcjonowaniu jedną zasadą – doraźnego zysku.

*fot: See-ming Lee/Flickr.com

Euroligowy rekord

Standard

Niespełna dwa tygodnie temu koszykarki Wisły Can-Pack Kraków rozegrały spotkanie w Kraków Arenie. Towarzyszyło mu olbrzymie zainteresowanie, dzięki czemu ustanowiony został nowy rekord frekwencji Euroligi Kobiet. Wydarzeniu warto się przyjrzeć bliżej od strony organizacyjnej. Klub dysponuje na co dzień obiektem o pojemności 2 tysięcy widzów, przez co „przeprowadzka” do największej hali widowiskowo-sportowej w kraju stanowiła wyzwanie.

Zachęcam do zapoznania się z e-publikacją “Euroligowy rekord”

euroligowy_rekord

To było kilka nerwowych, pracowitych i szczęśliwych dni dla pracowników i społeczności skupionej wokół klubu. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu rozegranie meczu w takim obiekcie jak Kraków Arena pozostawało w sferze marzeń, tymczasem udało się je nie tylko zrealizować, ale również zwieńczyć z powodzeniem. Inaczej nie można opisać napotkanego zainteresowania. W styczniu koszykarki Wisły Can-Pack ponownie zameldują się w swojej hali – wysłużonej i filigranowej w porównaniu z Kraków Areną, ale ich powrót w przyszłości do niespełna półrocznego obiektu o olbrzymich możliwościach jest teraz rzeczywistym planem a nie wyłącznie marzeniem.

Wydarzeniu warto się przyjrzeć bliżej w kilku aspektach. Kluczowym jest współpraca pomiędzy Wisłą Can-Pack Kraków, operatorem hali i Zarządem Infrastruktury Sportowej w Krakowie. Strony wykazały się dobrą wolą, czego efektem było wspólne osiągnięcie sukcesu. Sposób organizacji meczu może stanowić również pozycję wyjściową do wypracowania w pełni efektywnego schematu współpracy pomiędzy klubami, ZiS-em i halą w Czyżynach. Ważny jest dany sygnał, że kluby mogą eksploatować tego typu obiekty i partycypować w ich utrzymaniu, co w przeszłości było kwestionowane. Pozytywną przesłanką wielkiego zainteresowania meczem jest również zmieniające się nastawienie ludzi, którzy za sprawą nowoczesnej infrastruktury chętniej w nich uczestniczą dla samej rozrywki.

Działać z przesłaniem cz. 2, czyli oddziaływanie na lokalne społeczności

Standard

Kontynuuję postulat, że sektor sportu nie powinien pozostawać bezrefleksyjny wobec problemów społecznych. W ostatnim poście skupiłem się na ogólnym wyborze priorytetowych obszarów, a tym razem spojrzę na temat z perspektywy regionalnej.

Oczywiste jest, że nie wszystkie podmioty z sektora sportu mają możliwość i siłę oddziaływania w skali ogólnokrajowej (lub w pewnych przypadkach globalnej). Funkcjonują niemniej w swoich społecznościach lokalnych, w których zapewne istnieje możliwość znalezienia specyficznych problemów społecznych pochodzących z zaproponowanych przeze mnie priorytetowych obszarów. Jestem mieszkańcem Krakowa, poprzez co na jego przykładzie chciałbym ukazać, że możliwe jest w bardzo prosty sposób znalezienie pola do podjęcia aktywności.

Opis stanu

Kraków jest miastem skrajności. Chciałby się stać stolicą polskich biegów, umieszczając w swoim kalendarzu imprez między innymi Cracovia Maraton, Bieg Trzech Kopców czy Kraków Business Run. Cieszą się one olbrzymią popularnością wśród sympatyków dyscypliny. Niejako przeciwstawny temu jest stan powietrza w mieście. Osławiony smog był jednym z głównych tematów wyborów samorządowych, bowiem niepodjęcie radykalnych działań na rzecz poprawy jakości powietrza może doprowadzić do dramatycznych konsekwencji w niedalekiej przyszłości. Mieszkańcy miasta opowiedzieli się w referendum za budową ścieżek rowerowych, miejska komunikacja należy do najbardziej nowoczesnej w kraju, a na obrzeżach miasta powstały parkingi „park and ride”. Tymczasem nieustannym problemem są korki i skala wykorzystania samochodów, których przypada niemal 500 na 1000 mieszkańców.

Obszary do podjęcia aktywności

Promowanie zrównoważonego transportu

Gdyby udało się ograniczyć ruch samochodów w centrum miasta o choćby 20%, niewątpliwie przyniosłoby to szereg korzyści. Zmniejszyłyby się korki, dzięki czemu stopniałby czas przejazdu. Miałoby to również pozytywny wpływ na powietrze, które jest mocno zanieczyszczane podczas emisji spalin przez pojazdy przebywające w korku. Nierealne jest przekonanie, by wszyscy użytkownicy aut przesiedli się do komunikacji miejskiej czy na rowery. Są jednak idee, których zastosowanie mogłoby przynieść nie tylko pozytywny wydźwięk dla ogółu. Jedną z nich jest carpooling, czyli wspólne przejazdy. W Krakowie działają firmy, które promują to rozwiązanie wśród swoich pracowników. Nie jest ono jednak z pewnością wykorzystywane jeszcze na miarę swojego potencjału.

Wymiana pieców węglowych

Jest to wielkie wyzwanie, z którym muszą się zmierzyć mieszkańcy i władze miasta. Samorządowy pracują nad rozwiązaniami, mającymi usprawnić podział środków przeznaczonych na dofinansowania. Na finiszu poprzedniej kadencji radni poddali pod dyskusje kilka ciekawych propozycji, które mogłyby uelastycznić system zachęt. Oprócz zaangażowania ze strony miasta, z pomocą przychodzą również dystrybutorzy ekologicznych urządzeń grzewczych. Do swoich obowiązków wpisują formalności związane z wymianą urządzenia i pozyskaniem dofinansowania. Oczywiście sprawa nie jest prosta, co ma swoje podłoże w niczym innym jak ograniczonych środkach na dofinansowania. Nie ma jednak wątpliwości, że jest również grupa osób bagatelizująca problem, dlatego trzeba zwracać na niego uwagę. W tej sprawie można jedynie pozornie zaoszczędzić, gdyż brak radykalnych zmian może doprowadzić aglomerację do poważnych (i kosztownych) problemów.

Paletę uzupełnia propozycja działań do dzieci i młodzieży. W poprzednich punktach wymienione zostały działania proekologiczne, które będą mieć tylko wtedy sens, gdy następne pokolenia będą rozumiały ich istotę. Osadzenie takich działań w realiach krakowskich powinno być łatwiejsze, czego przesłanek można się doszukiwać w dotychczasowej postawie wielu mieszkańców. W ostatnich latach nie brakowało inicjatyw z ich strony (czasami wręcz przesadnych), nakłaniających do zrównoważonego rozwoju całego miasta. Jest co najmniej kilkanaście obszarów, na które pożądane byłoby skierowanie uwagi najmłodszych i zakorzenienie w nich odpowiedniego nastawienia.

Co łączy te propozycje? Na pewno są spójne, ponieważ mają temat przewodni. Po drugie, wszystkie pozwalają organizacji na mądre wzmocnienie swojej marki, pozyskanie partnerów i pogłębienie relacji z sympatykami poprzez wartościowe działania angażujące. Godny podkreślenia jest aspekt partnerstwa. Zainteresowanie wspomnianymi problemami mogłoby być atrakcyjne ze strony sektora publicznego jak i prywatnego. Mogłoby być ono przełożone na większe wpływy do budżetu – bezpośrednio i pośrednio, ponieważ poszerzanie sieci partnerów otwarłoby również nowe możliwości uatrakcyjniania organizowanych wydarzeń. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak nadanie sobie określonej roli społecznej i reprezentowanie uniwersalnych wartości istotnych z perspektywy całej społeczności.

Dokąd zmierza polski sport?

Standard

Raport “Dokąd zmierza polski sport” poświęcony został misji, wizji i wartościom w związkach sportowych, organizacjach ligowych i klubach sportowych. Jego celem było sprawdzenie, jaka część instytucji działających w polskim sporcie potrafi zdefiniować, dlaczego funkcjonuje, dokąd zmierza i jakimi wartościami się kieruje.

Pierwotny plan badania zakładał skupienie się w większym stopniu na analizie jakościowej, jednak szybko został zweryfikowany. Zdecydowana większość przebadanych instytucji nie publikuje poszukiwanych informacji, z czego można wnioskować, że nie posiada zdefiniowanych misji, wizji i wartości. Sprawdzonych zostało 15 związków i organizacji ligowych, a także 62 kluby reprezentujące piłkarską Ekstraklasę, Tauron Basket Ligę, siatkarskie PlusLigę i OrlenLigę, a także żużlową Enea Speedway Ekstraligę.

Wśród przebadanych instytucji najbardziej świadomą okazał się Jastrzębski Węgiel, który na swojej stronie internetowej publikuje wizję, misję
i wartości. Zawarte są one w stworzonym w 2009 roku kodeksie etycznym.
– Kodeks etyczny KS Jastrzębski Węgiel obejmuje wszystkich pracowników Jastrzębskiego Węgla, władze klubu, trenerów i zawodników – czytamy. Klub stara się podkreślić, że nie jest to sztuczny twór, a dokument mający realny wpływ na wszystkie osoby w jego społeczności.

Omawiane dokumenty nie są fikcją w przypadku Jastrzębskiego Węgla. – To klub sportowy od początku swojego istnienia silnie związany z miastem Jastrzębie Zdrój i jego mieszkańcami. Pracuje nad tym, by być największą wartością miasta i sportową wizytówką jego mieszkańców. We wszystkich swoich działaniach podkreśla swój górniczy charakter, pamiętając z jakiego regionu się wywodzi i dla kogo istnieje – dowiadujemy się z misji klubu. W niej również zawarte zostały zadania społeczne, w których wielką rolę odgrywają dzieci i młodzież.

Jak to się przekłada na rzeczywistość? W składzie pierwszej drużyny znajduje się dwóch wychowanków, a do tego kilku zawodników posiada silne więzi z regionem. Klub prowadzi własną Akademię Talentów i dysponuje silnymi grupami juniorskimi. Jasne zdefiniowanie swojej roli oddziałuje na stabilność finansową, gdyż wśród sponsorów znajduje się wiele firm osadzonych w regionie. Prowadzi to oczywiście do wzrostu sportowego popieranego regularnie wynikami na arenie krajowej i międzynarodowej. Dodatkowym elementem jest fakt, że dzięki klarownemu sprecyzowaniu celów, klub doskonale zna swoje potrzeby. W konsekwencji z powodzeniem pozyskuje dodatkowe środki na rozwój.

Jastrzębski Węgiel zdecydowanie wyróżnił się na tle 62 przebadanych klubów, opracowując nie tylko swoje sensowne wyobrażenie, ale również poprzez wcielanie go w życie. Największym rozczarowaniem były największe kluby piłkarskiej Ekstraklasy, w przypadku których nie udało się dotrzeć do pożądanych dokumentów. Część z nich boryka się z różnego rodzaju problemami, za czym na pewno stoi brak pomysłu i strategicznego planu na rozwój. Trwoniony jest tym samym potężny potencjał kibicowski, infrastrukturalny i marketingowy.

Misja, wizja czy wartości to jedne z kilku elementów, które mogą się okazać pomocne w rozwoju każdego projektu. Dla przeciwwagi przygotowanego raportu o dosyć pesymistycznych wnioskach znajduje się wiele przykładów z polskiego sektora sportowego, dokumentujących, że wyobrażenie działalności organizacji poparte planem jest pierwszym krokiem  do sukcesu. Wystarczy spojrzeć na Stadion Narodowy  w Warszawie, działalność społeczną Marcina Gortata czy blog Anny Lewandowskiej. Wszystkie projekty łączy wspólny mianownik w postaci zdefiniowania celu
i drogi do niego.

ZOBACZ RAPORT: Raport – Dokąd zmierza polski sport

dokad_zmierza_polski_sport

fot. Stadion Narodowy w Warszawie